W cieniu otwartych debat o edukacji seksualnej, wolności wypowiedzi i prawach mniejszości rodzi się zjawisko, którego nie sposób zignorować. To nie margines, ani nie patologia z zamkniętych forów – ale coraz częściej artykułowany w języku równości i tolerancji przekaz: że pedofilia może być „nieszkodliwa”, a nawet „dobra”. W tej narracji dorosły nie jest już oprawcą, lecz „kochającym opiekunem”, dziecko nie jest ofiarą, a „świadomym partnerem”, a społeczeństwo – opresyjnym cenzorem uczuć.
Czy naprawdę musimy to tłumaczyć jeszcze raz? Tak, ponieważ „pozytywna pedofilia” to realna ideologia – obecna w sieci, kampaniach aktywistycznych, a nawet niektórych opracowaniach o edukacji seksualnej. To zjawisko nie tylko nie zniknęło, ale ewoluuje, dostosowując się do języka współczesnych wartości.
MAP, czyli przemoc w przebraniu empatii
Termin „MAP” – Minor Attracted Person – stał się w ostatnich latach próbą rebrandingu pedofilii. Zwolennicy tej narracji argumentują, że nie każde „uczucie” dorosłego wobec dziecka musi oznaczać przestępstwo. Brzmi niewinnie? Oto fragmenty wypowiedzi z otwartych forów:
„Dziecko też może kochać. To społeczeństwo narzuca im wstyd”.
„Nie każdy MAP chce seksu. Chcemy tylko zrozumienia”.
To nie są tylko słowa – to narracja, która zmienia sposób myślenia. I właśnie dlatego powinniśmy ją analizować nie tylko prawnie, ale również kulturowo.
Opowieść o „kochającym” pedofilu
Narracje MAP mają strukturę znaną z klasycznej bajki:
- Bohater (MAP) to osoba odrzucona, nierozumiana, lecz głęboko emocjonalna.
- Zło wcielone to społeczeństwo, które nie dopuszcza ich do głosu.
- Rozwiązaniem ma być zmiana prawa i „empatia”.
- Morał? Nie każda pedofilia jest zła – niektóre są „nieszkodliwą bliskością”.
Brakuje tylko happy endu. I dobrze – bo takie opowieści nie mogą się dobrze skończyć.
Przemoc symboliczna w języku miłości
Francuski socjolog Pierre Bourdieu pisał, że przemoc symboliczna działa łagodnie, ale trwale – formując myślenie ludzi poprzez język, metafory, schematy. I tak właśnie działa dziś narracja „pozytywnej pedofilii”:
- zamiast „gwałtu” – „intymność”,
- zamiast „ofiary” – „dziecko z inicjatywą”,
- zamiast „przestępstwa” – „miłość, której nie wolno”.
Tak rodzi się nowa opowieść o seksualności, w której dziecko staje się „partycypantem” zamiast chronionym obiektem prawa.
Gdzie kończy się „wolność słowa”, a zaczyna ideologia pedofilii?
To nie jest tylko teoria. Przykłady są konkretne i szokujące:
W listopadzie 2017 r. kontrowersyjny singapurski aktywista Amos Yee opublikował serię filmów na YouTube: Why Pedophilia Is Alright, Don’t Discriminate Pedophiles oraz Free Speech for the Pedophile. Kanał i konta społecznościowe zostały usunięte, ale przekaz Yee przebił się do mediów – odsłonił ideologiczną próbę uczynienia z pedofilii kwestii praw obywatelskich. Co więcej, nadal organizuje aktywności online – zbiera zwolenników do tzw. forum MAP, starając się przedstawić pedofilię w roli „nieszkodliwej tożsamości” .
W 2006 r. narodziła się w Holandii Partia Miłości, Wolności i Różnorodności (PNVD), otwarcie postulująca obniżenie wieku zgody seksualnej do 12 lat, legalizację pornografii dziecięcej oraz tolerancję stosunków dorosły‑dziecko. Mimo kontrowersji, holenderski sąd orzekł, że dopóki treści nie łamią prawa, wyborcy są decydującym jury jurist.org. Partia w końcu się rozwiązała, gdy lider został aresztowany en.wikipedia.org.
Vereniging Martijn działała w Holandii do 2012 r., zbierając ponad 200 członków i publikując magazyn „OK Magazine” z zawartością erotyczną dzieci. Argumentowali, że relacja dorosły‑dziecko może być „wzajemna”, jeśli dziecko ma „prawo się wycofać”. Po decyzji sądu w 2012 r. grupa została zdelegalizowana za „gloryfikację seksu z dziećmi” .
MAPs to narracja „tożsamości pokojowej pedofila”. W Kanadzie i USA liczne środowiska wykorzystują skrót MAPs (Minor Attracted Persons) – termin, który ma być neutralny, lecz w istocie pełni funkcję “rehabilitacji pedofilii” jako orientacji seksualnej . Tworzą internetowe portale, forum, organizują warsztaty i akcje, starając się wprowadzić tę narrację do publicznego dyskursu.
W Wielkiej Brytanii dyrektor LGBT Youth Scotland został skazany za molestowanie dziecka, choć wcześniej prowadził warsztaty o „różnorodności” dla tysięcy nauczycieli. W 2020 r. Yee został aresztowany w USA za grooming i posiadanie pornografii dziecięcej en.wikipedia.org W swoich blogach z więzienia pisał o „ochronie pedofilów” i planowaniu kolejnych działań – potwierdzając, że za narracją idą realne czyny .
Na obszarze Polski nie ma udokumentowanych przypadków oficjalnych organizacji lub grup pod szyldem „MAP” (Minor Attracted Persons), które otwarcie promowałyby pedofilię. Jednak analiza literatury i środowisk internetowych wskazuje, że istnieją jednostkowe próby wprowadzania narracji MAP także w polskojęzycznej przestrzeni – choć na razie nie przekształciły się one w zorganizowane ruchy.
Pojawiają się anonimowe wpisy na forach lub grupach zamkniętych z obcojęzycznymi źródłami, w których pojawia się termin „MAP” i nacisk na destygmatyzację (we formułach typu „jestem MAP, ale nie skrzywdzę dziecka”). Nie ma to jednak formy zorganizowanej działalności.
Współpraca akademicka globalna
Badania nad „non‑offending MAPs” (osobami nie dokonującymi czynów pedofilnych) prowadzono także przez polskich psychologów czy kryminologów – w ramach współpracy międzynarodowej, np. w kontekście terapii i zapobiegania przestępstwom seksualnym. Chociaż to podejście badawcze, a nie ruch ideologiczny Polscy kryminolodzy i psychologowie uczestniczą w projektach UE i międzynarodowych konsorcjach (np. WWP-EN), gdzie termin „non‑offending MAPs” pojawia się w publikacjach dotyczących programów Stepping Stones, B4U-ACT – skupiających się na kontroli impulsów seksualnych i zapobieganiu przestępstwom researchgate.net
Naukowe stosowanie terminu MAP (Minor Attracted Persons) może być zasadne w ściśle określonym kontekście terapeutycznym, klinicznym lub kryminologicznym – np. w pracy z osobami o zaburzeniach preferencji seksualnych, które nie dopuściły się przestępstwa i zgłaszają potrzebę wsparcia w ramach prewencji. Jednak istnieje realne ryzyko, że termin ten przeniknie do debaty publicznej w sposób zideologizowany i normalizujący – co już miało miejsce w niektórych krajach Zachodu. To zacieranie granicy między opisem klinicznym a przekazem społecznym może prowadzić do eufemizacji przestępstwa. Zastąpienie określeń takich jak „pedofil” terminem „MAP” – choć neutralnym językowo – może rozmiękczać moralny i prawny osąd czynu. W języku społecznym nie ma rozróżnienia między osobą o zaburzeniu preferencji a sprawcą przemocy – a mimo to narracja MAP bywa wykorzystywana do wzbudzania empatii bez kontekstu zagrożenia.
Niektóre środowiska argumentują, że osoby zorientowane pedofilsko są „prześladowane przez społeczeństwo” i domagają się dla nich statusu mniejszości. W ten sposób zaczyna się narracja, w której osoby o zaburzeniach seksualnych są przedstawiane jako ofiary stygmatyzacji – a nie jako potencjalne zagrożenie dla dziecka.
Zacieranie granic semantycznych i moralnych prowadzi do przesuwania społecznego konsensusu. Jeśli termin MAP stanie się normalnym pojęciem w debacie publicznej, a nie tylko naukowej, łatwiej będzie oswajać społeczeństwo z ideą, że pedofilia może mieć „neutralny” lub „pozytywny” wariant – np. „jeśli nie doszło do przestępstwa, to nie ma problemu”. Takie podejście już obserwowano przy debatach o „pozytywnej pedofilii” (casus PNVD w Holandii czy Amos Yee w USA).
Historia pokazuje, że zmiana języka często poprzedza zmianę norm prawnych. Tak było w przypadkach redefinicji pojęć małżeństwa, płci, orientacji czy zgody seksualnej. Jeśli termin MAP przeniknie z badań do przestrzeni politycznej i prawnej, może dojść do relatywizacji norm ochronnych dla dziecka.
Używanie pojęcia MAP w środowisku klinicznym musi być zawsze precyzyjnie oddzielone od jego obecności w debacie publicznej. Nie każdy, kto nie skrzywdził dziecka, jest nieszkodliwy, a terminologia nie może stać się narzędziem do rozbijania obyczajowego i prawnego konsensusu chroniącego najmłodszych. Gdy granice zostają rozmyte, pierwszy krok do destrukcji norm jest już wykonany.
Nie chodzi o debatę. Chodzi o przemoc
Polskie prawo przewiduje odpowiedzialność karną za propagowanie lub pochwalanie pedofilii (art. 200b k.k.). Ale nie brakuje głosów, że przepis jest „nieskuteczny”, „stygmatyzujący” lub że może naruszać wolność wypowiedzi.
To nieporozumienie. Artykuł 200b nie penalizuje „tożsamości” czy myśli – penalizuje publiczne promowanie idei, które zagrażają dzieciom. To przepis potrzebny nie dlatego, że zamyka debatę, ale dlatego, że chroni najbardziej bezbronnych przed narzędziami propagandy.
„Pozytywna pedofilia” to nie kontrowersyjny pogląd. To nowoczesna forma przemocy – ubrana w język empatii i psychologii. Nie dajmy się nabrać. Dziecko nie może być „partnerem seksualnym”. Pedofilia nie jest „orientacją”, a jej promocja nie jest „wolnością słowa”.
Potrzebujemy nie tylko skutecznego prawa, ale też odwagi, by nazywać rzeczy po imieniu.
❗ Dziecko nie może być „partnerem seksualnym”
To nie jest slogan – to fundament cywilizacji prawnej i etycznej. Dziecko nie może być partnerem seksualnym, ponieważ nie spełnia żadnego z warunków koniecznych do zaistnienia równej, świadomej i wolnej relacji. Nie posiada dojrzałości emocjonalnej, neurobiologicznej ani społecznej, by zrozumieć skutki intymnych kontaktów z dorosłym, tym bardziej wyrazić na nie zgodę.
Psychologia rozwojowa wskazuje jasno: nawet nastolatki mają ograniczone zdolności przewidywania konsekwencji i ocen moralnych, a dzieci młodsze są kompletnie zależne od dorosłych – nie tylko fizycznie, ale i poznawczo. Każda relacja seksualna z dzieckiem jest zatem przemocą – niezależnie od tego, czy dziecko „wydaje się chętne”, „szczęśliwe” czy „zainteresowane”.
Pojęcie „partnera seksualnego” zakłada równość stron. Tymczasem relacja dorosłego z dzieckiem jest z definicji asymetryczna: dorosły ma władzę, przewagę emocjonalną, intelektualną i społeczną. To nie flirt – to eksploatacja.
Co więcej, wprowadzenie do debaty publicznej języka, który czyni z dziecka „podmiot relacji seksualnej”, zagraża fundamentom ochrony praw dziecka. Prowadzi do rozmycia granic między edukacją, a deprawacją, między bliskością, a przemocą.
Nie chodzi tu o szczegóły semantyczne. Chodzi o to, że kiedy dziecko przestaje być chronione przed erotyzacją, to traci podstawowe prawo – do rozwoju bez seksualnej presji, bez manipulacji, bez gwałtu przebranego w język emocji.
Z tego powodu każde określenie dziecka jako „partnera seksualnego” powinno budzić natychmiastowy sprzeciw – społeczny, etyczny i prawny.
Nie chodzi o poglądy – chodzi o bezpieczeństwo dzieci
Walka o prawdę w przestrzeni publicznej czasem polega na przypominaniu rzeczy oczywistych – takich, które ktoś próbuje rozmyć, zdeformować lub „przereklamować” jako nowoczesne.
Pedofilia nie jest ani orientacją, ani formą miłości, ani tematem do filozoficznej debaty o prawach mniejszości. Jest formą przemocy, która niszczy nie tylko ciała i psychikę dzieci, ale także strukturę moralną społeczeństwa. Kiedy zaczynamy mówić o „pozytywnej pedofilii”, przekraczamy nie tylko granice przyzwoitości – przekraczamy granice obrony życia społecznego opartego na zaufaniu, trosce i odpowiedzialności.
Dlatego artykuł 200b Kodeksu karnego to nie zbędna nadregulacja, lecz ostatnia linia obrony dziecka przed przemocą przebraną w język tolerancji. Aktualnie zadaniem społeczeństwa obywatelskiego nie jest milczenie – lecz mówienie głośno, zanim to dziecko przestanie mieć głos.